Xiexie poruszyła ciekawy temat historii Szkoły na Drewnianej.
Dodam tylko, że cytowany przez Xiexie utwór nazywa się "Marsz Elektrowni" i był śpiewany do melodii piosenki "Piechota, ta nasza piechota".
W książce "Grupa Krybar Powiśle 1944" znalazłem informację, że szpital przy Drewnianej 8 uruchomiono około 7 sierpnia. Przebywali w nim lżej ranni żołnierze z 4 kompanii por. "Poboga".
Natomiast Naczelny lekarz Cywilnej Służby Zdrowia Rejonu I Powisle, dr T. Chrabowicki, w "Barykadzie Powiśla" zawiadamiał, że od 25 sierpnia w gmachu szkoły przy Drewnainej 8 będzie czynne kąpielisko wraz z dezynfekcją.
Może WERTTREW nam wklei tu swoje foto-porównanie. Widziałem, że ma u siebie.
WERTTREW prosimy o zdjęcie porównawcze
. Szkoda, że kiedy chodziłam tam do szkoły aparatu fotograficznego nie nosiłam ze soba w komórce.
http://www.warszawa1939.pl/obiekt_right.php?kod=drewniana_6Tu znalazłam zdjęcie sprzed 1939 i z 2004.
stronka pochodzi z innej:
http://www.warszawa1939.pl/indeksy_o.htmi bardzo mi się podoba.
Ps. usiłowałam odnaleźć zdjęcie jakie zrobiłam z okna mojego mieszkania na ogrody sióstr na rogu Tamki i Kruczkowskiego, ale gdzieś się zapodziało i nici. Zdjęcie pochodziło z lat 70 zeszłego stulecia (alez to dziwacznie brzmi
) i było czarno -białe. Jak odnajdę spróbuję wkleić.
A propos sióstr i ich budynku po drugiej stronie czyli Tamka 30 (tu gdzie teraz hostel a było przedszkole) oglądałam dzisiaj film o dwóch ocalałych z pogromu wojny Żydówkach. Jedna z nich była w warzawskim getcie, uciekła kanałami i długo błąkała się po Warszawie głodna i zmęczona, aż w końcu usiadłą na stopniach jakiegoś kościoła. Tam odnalazły ją siostry szarytki. Została z nimi i zamieszkała w budynku przy Tamka 30. Tutaj pewnego dnia w 1944 zawitał jeszcze nie ksiądz, ale seminarzysta Karol Wojtyła. Potem dziewczyna kilkakrotnie jedziła z jakimiś paczuszkami danymi przez siostry do naszego przyszłego Ojca Świętego do Krakowa. Zapamietała go jako człowieka wielkiego serca, który zawsze miał dobre słowo. Druga z ocalonych również spotkała Karola Wojtyłę, jak wyszła z wyzwolonego obozu, głodna i zawszona, z gruźlicą. Spotkał ją na opuszczonym dworcu w Oświęcimiu i napoił szklanką gorącej herbaty dał chleb z serem, a potem dowiedziawszy się, że chce dostać sie do Krakowa i odnaleźć rodzinę na własnych plecach zaniósł w miejsce gdzie stały wagony oczekujące na podłączenie lokomotywy, które miały ją zabrać do Krakowa.
Obydwie zachowały głęboką wdzięczność dla tego człowieka.