Dobra 7 Jerzy S. Majewski
2003-09-25,
Kamienica miała modny detal w stylu cesarza Napoleona. Był to jednak styl dla biedaków
Nad wejściem widniało eliptyczne okienko - wole oko ujęte w delikatne, sztukatorskie obramienie. Poniżej okien zwisały festony.Za i przeciw cesarzowi Dom zbudowano tuż przed I wojną, w chwili gdy wciąż obchodzono rozmaite rocznice związane z wojnami napoleońskimi. Te rocznice były w 1912 r. i rok później. W 1912 r. przypadała setna rocznica wyprawy Napoleon na Moskwę. Na punkcie cesarza Francuzów szalano, a w architekturze pojawiły się w tym czasie setki motywów inspirowanych sztuką sprzed stu lat. W 1913 r. Niemcy obchodziły hucznie rocznicę bitwy narodów pod Lipskiem, gdzie armia napoleońska została pokonana. To przecież w tamtym czasie, w dobie romantyzmu, zaczęła się budzić świadomość niemiecka zakończona zjednoczeniem Niemiec przez Prusy.
Budowa kamienicy przy Dobrej zaczęła się w 1913 r., a jej właścicielem był Józef Flatau - z pochodzenia Niemiec. Niemcem był także właściciel sąsiednich kamienic Deubel. I jego domy miały uproszczony, klasycystyczny detal. Deubel miał dwóch synów i dwie córki, które nazywano Dajblakami. "Córki były bardzo ładne, synowie chodzili w czapkach z gimnazjum Mikołaja Reja. W niedziele cała rodzina jeździła powozem, nie samochodem, tylko właśnie powozem zaprzężonym w dwa konie do kościoła przy placu Małachowskiego. Później już pojazdy konne przestały imponować większym snobom i pan Deubel kupił sobie samochód. Chyba jeden z pierwszych na Powiślu" - wspomina w książce "Mój przedwojenny świat" Włodzimierz Krzemiński, który spędził w kamienicy Flataua całe dzieciństwo.
Jak "T" po niemiecku Czy zlecając przyklejenie do fasady domu klasycystycznych dekoracji, Flatau myślał o wskrzeszaniu czasów napoleońskiej przeszłości? Trudno powiedzieć. Jedno jest pewne. Dom odpowiadał oczekiwaniom mody. Na pierwszy rzut oka wyglądał też solidnie. Miał cztery piętra, wysoki parter i suterenę ze sklepami. Sam układ przestrzenny kamienicy różnił się od tego, jaki powszechnie stosowano w Warszawie. Zamiast bramy na osi i podwórka studni miał tuż za domem frontowym, pośrodku posesji oficynę. Całość w rzucie przypominała literę "T". Jak zwrócił uwagę Jarosław Zieliński w "Atlasie historycznym Warszawy", ten układ, unikatowy na gruncie warszawskim, był chętnie stosowany w Niemczech. Może to sugerować, że jakieś związki z Niemcami miał też nie tylko inwestor, ale i projektant budynku. Nie byłoby to zresztą dziwne. Przecież w niedalekiej Łodzi mnóstwo kamienic projektowali architekci ściągnięci z cesarstwa niemieckiego. Aby zaś obejść przepisy, wiele tych "importowanych" projektów sygnowali miejscowi projektanci.
Kamienica na Dobrej miała jedną klatkę schodową o stromych, drewnianych schodach i około 30 mieszkań. Nie był to dom wytworny. Wśród mieszkańców dominowali rzemieślnicy i robotnicy. Mieszkania były jedno- i dwupokojowe, każde z własną ubikacją, jednak bez łazienek.
"Ludzi tu było mrowie. Nie było lokalu zajętego tylko przez jedną rodzinę. Wszędzie siedzieli sublokatorzy, sypiali na dostawianych łóżkach polowych, w przedpokojach, jak popadło. Doprawdy dziś nie umiem powiedzieć, jak się dało urządzić mieszkanie państwa Matuszewskich, gdzie oprócz dwojga rodziców gnieździło się pięcioro dzieci, babcia i sublokator. W małym pokoju, z jeszcze mniejszą kuchnią!" - zastanawia się Włodzimierz Krzemiński. W mieszkaniu jego rodziców (dwa pokoje, przedpokój, kuchnia i balkon) mieszkało siedem osób - pięć osób rodziny i dwóch sublokatorów.
Gdy u pani Matuszewskiej zaczynało się pranie, wystawiała ona balię na podest klatki schodowej, wyłożony czarno-białą posadzką. Te same podesty w dżdżyste dni służyły dzieciarni z kamienic za plac zabaw. Dom początkowo miał oświetlenie gazowe. Dopiero później mieszkańcy na własny koszt zakładali sobie oświetlenie elektryczne. Liczniki gazowe uruchamiane były na monetę. Aby włączyć gaz, trzeba było wrzucić dwie kopiejki.
Deczyk desperuje w szafie W suterenie kamienicy mieściły się sklepiki i warsztaty. W niewielkim pomieszczeniu, do którego schodziło się po siedmiu schodkach, pracował i mieszkał szewc pan Deczyk. Sypiał na łóżku odgrodzonym od warsztatu szafą. Przed szafą za dnia ślęczał nad butami, a tuż obok czuwał jego wielki buldog. "Z tej sutereny nigdy chyba nie wyszła para nowych, prosto spod szydła, bucików. Tam się tylko łatało: łata przybijana była na łatę, but tracił jakąkolwiek formę, no ale można było w nim iść do szkoły. Któregoś ranka, gdy żona poszła na zakupy, pan Deczyk powiesił się w szafie. Ale i to mu się nie udało. Odratowano go, a potem pił jeszcze więcej" - pisze Krzemiński.
W innej suterenie mieścił się sklep spożywczy Jędrzejewskich. Poza artykułami spożywczymi można było tu kupić papierosy, zapałki, gilzy. Mieszkała tu także m.in. rodzina żydowska Monkobyckich. Senior rodziny, właściciel sklepu z żelastwem na Tamce, ubierał się w chałat do ziemi i jarmułkę. Jeden z jego synów kształcił się na rabina, tak więc chodził w pejsach. "Reszta rodziny nosiła się całkowicie po warszawsku, po świecku, po europejsku. W domu absolutnie nikt nie wyróżniał państwa Monkobyckich jako jakichś tam szczególnych sąsiadów. Dzielili z nami wszystkie kłopoty i z dozorcą, i z komornym".
Kumoszki pytlujące na klatce schodowej wytykały natomiast niejaką panią Głowacką z piątego piętra. Żyła bowiem na kocią łapę z jakimś profesorem. "Większość paniuś z całego domu uważała panią Głowacką za ognisko chodzącego zgorszenia - nie utrzymywano z nią stosunków sąsiedzkich. Odwracano głowy, kiedy przechodziła".
Zmiany wokół W drugiej połowie lat 30. najbliższa okolica domu przy Dobrej 7 zaczęła się szybko zmieniać. Miejsce starych ruder, niezabudowanych placów i fabryczek zajmowały teraz nowoczesne domy czynszowe i duże budynki spółdzielcze. Powoli dzielnica zaczynała tracić charakter czysto robotniczy. Czynsze za duże i nowocześnie wyposażone mieszkania w nowoczesnych domach na Tamce czy przy ul. Czerwonego Krzyża nie były małe.
Te zmiany zahamował wybuch wojny. W 1944 r. dzielnica została zniszczona, jednak okolice domu przy Dobrej 7 wyszły z powstania obronną ręką. Przetrwało tu wiele budynków. Trudno zatem zrozumieć intencje, jakie przyświecały powojennej administracji domu, aby usunąć i tak bardzo skromne dekoracje. Przecież klasycystyczne motywy chętnie wykorzystywano także w architekturze socrealizmu. Dla fasady tego "napoleońsko"-robotniczego domu nie było jednak litości. Dekoracje skuto. Ta skromna kamienica jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamieniła się w ohydny murowaniec.
Pisząc tekst, korzystałem z książki Włodzimierza Krzemińskiego "Mój przedwojenny świat", wyd. Zapiski, Warszawa 2001
Powiśle stare i nowe
Wszędzie tam, gdzie Nowa Warszawa jeszcze nie dotarła, Powiśle nie straciło nic ze swego dawnego charakteru i kolorytu. Statystyka również pozostała ta sama. Mieszkania jednoizbowe stanowią tutaj 5/6 części ogólnej liczby. Ilość mieszkań wilgotnych na parterach i piętrach zwyczajnych, facjatach, w suterenach - waha się od 35 do 50 proc.
"Świat" 1938
SublokatorZdaniem Włodzimierza Krzemińskiego był stałym elementem pejzażu przedwojennej Warszawy, zwłaszcza takich dzielnic jak Powiśle, ale pewnie też Pragi i dzielnicy północnej. W domu moich pradziadków na pobliskim Solcu sublokatorzy dzielili wspólne pokoje, oddzielając się szafą. "Przynajmniej co czwarty mieszkaniec stolicy zajmował kąt u obcych ludzi, trzymał najniezbędniejsze rzeczy w kuferku pod łóżkiem, powiesił jakieś tam ubranie czy to w przedpokoju, czy to w szafie i tak trwało nieraz latami, zanim się nie ożenił, nie zdobył własnego lokum bądź też nie zrezygnował i nie wyniósł się ze stolicy" - przekonuje Krzemiński.
Metryka Domu
Adres: Dobra 7
Numer hipoteczny: 6973
Zbudowany: 1913-14
Usunięcie dekoracji: po 1945
Źródło:
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34880,1690424.html?as=1&ias=2&startsz=x