Okruchy wspomnień z powrotów

W ostatnim z artykułów „Okruchy wspomnień” pisałem tam jak losy „powiślaków „ z mojej rodziny – rozrzucały nas w różne strony. Pisałem ,że my znaleźliśmy się z rodziną w Milanówku a potem w Białobrzegach Radomskich.

Do Białobrzegów z dużym pędem wjechały czołgi rosyjskie- goniąc uciekających w popłochu niemieckie oddziały.
Zostaliśmy uwolnieni przez żołnierzy rosyjskich z wielkiego bunkra do którego spędzili ludność cywilną Niemcy. Po raz pierwszy zobaczyłem rosyjskiego żołnierza . Z bunkra Mama wyprowadziła mnie przy samym wejściu na siusiu. Przed wejściem stał wartownik niemiecki. W tym momencie się zakotłowało koło nas i nagle Niemiec leżał na ziemi a żołnierz rosyjski coś krzyczał. Cofnęliśmy się przerażeni do bunkra. Kiedy nadeszło wojsko a wzdłuż drogi od lasku jechały czołgi – wypuścili wszystkich z bunkra. Wróciliśmy tam gdzie zamieszkiwaliśmy – na ul. Piekarską.

Była już zima. Któregoś dnia ktoś z naszej grupy rodzinnej mówił ,że spotkał znajomego z Warszawy z Powiśla.. Mama mi potem mówiła ,że ten Pan znał mojego ojca i że natknął się na niego na Solcu tam gdzie ostatni raz Go zostawiliśmy tj. Solec między 39 a 51.” Było ciemno- mówił a przebiegając potknął się o nogę ojca – poznał Go i pytał czy mu pomóc? Podobno Ojciec powiedział, że jest ranny i sobie poradzi. Opowieść tego znajomego była dla mojej Mamy i rodziny szokiem ale i nadzieją.

Niestety nigdy więcej nikt nic o losach Ojca nie mówił. Ta wiadomość nie dawała nigdy Mamie zapomnieć i wzbudzała nadzieje ,że może wróci – do końca Jej życia. Ten znajomy przyniósł też wiadomość ,że Warszawa od 17 stycznia 45 r jest wolna. Ponieważ On wracał do Warszawy Mama dała liścik do swojej Siostry na Pragę na ul. 11-go Listopada. Od tego momentu wszyscy czekaliśmy na jakąś wiadomość – żeby jak najszybciej wracać do Warszawy na Powiśle – jeżeli jeszcze coś się uratowało i może żyją Ci którzy z nami współżyli – bliscy , sąsiedzi , znajomi.
Mama mówiła ,że na początku lutego ruszyliśmy do Warszawy. –tzw. okazją. Dużo ludzi szło w stronę Warszawy a ci którzy jakimkolwiek pojazdem dysponowali zabierali ich . Podobno mieliśmy dużo szczęścia .Pamiętam tylko ,że dotarliśmy na Solec a tam rozczarowanie i płacz. Nie było nic oprócz gruzów a na nich co kawałek krzyże.
Nie mogliśmy przejść na Pragę. Wisła była zamarznięta i nie było mostu. Spaliśmy w pobliżu pomnika Kopernika w gruzowisku z kilkoma ludźmi , palili ognisko – widać było kościół św. Krzyża i zwaloną na jezdnię figurę Chrystusa z krzyżem.

Pamiętam ,że trzymaliśmy się grubej liny i powoli szliśmy przez zamarzniętą Wisłę w stronę brzegu Praskiego. Co parę metrów stał żołnierz. Było to w rejonie ul. Krowiej na Praskim brzegu (niedaleko Szpitala Przemienienia Pańskiego.

Dotarliśmy do Ul. 11-go Listopada 26.- Tu mieszkała moja Ciotka u swoich Przyjaciół. Wyobraźcie sobie powitanie-to był koniec naszej tułaczki , głodu i zimna .W końcu kawałek mieszkania i życzliwi ludzie.

Na Powiśle chodziliśmy bardzo często – szukając śladów niedawnego życia nad Wisłą i Warszawskim Powiślu.
Zapamiętałem zapach wiślanego piachu i fetorek kanałów ściekowych wzdłuż Solca i ten bruk ulicy wybrzuszonej ponad chodniki , których niestety już w znacznej części nie było. Modliliśmy się często – tak jak w czasie okupacji – przy figurze Matki Boskiej przy ul. Ludnej róg Solca.

Ta opowieść może nie każdego zainteresuje ale ja chodząc po obecnym już ekskluzywnym Powiślu widzę oczyma duszy okruchy z tamtych dni . Oddajcie cześć Tym ,którzy zostali w ziemi Powisla,która oby była coraz piękniejsza i życzliwa.

Warszawa 29.listopad 2012 r.
Z wyrazami szacunku

Andrzej Dubielecki „Powiślak”

Dodaj komentarz